Jest niezwykle kontaktowy, skromny i po prostu … miły. Siedlczanin Paweł Durakiewicz to dwukrotny rekordzista Guinnessa. Człowiek, który nie dylematu w jakich butach bić rekordy, bo bije je na bosaka. Teraz boso przebiegnie półmaraton po lodzie i śniegu.
Macie plany na 16 lutego? Jeśli wybierzcie się do Lulea w Szwecji, zobaczycie jak siedlczanin Paweł Durakiewicz będzie bić rekord Guinnessa w najszybszym półmaratonie boso na lodzie/śniegu. Już robi się zimno, prawda? A jemu nie.
– Robię to oczywiście dla siebie, bo mając 45 lat i będąc po dwóch operacjach kręgosłupa chcę pokazać, że można i że nie ma granic, ani wiekowych, ani zdrowotnych – mówi Durakiewicz. – Ale przede wszystkim robię to, by pomóc innym. Obecnie mieszkam na Sycylii i tam organizuję obozy dla polskich dzieci i młodzieży z ubogich rodzin – dodaje.
Fundacja Diamond Soul, której współzałożycielem jest Paweł Durakiewicz zajmuje się promowaniem zdrowego stylu życia i uczeniem młodych jak unikać substancji psychoaktywnych. W jej ramach organizowane są bezpłatne obozy, kampanie, działają domy trzeźwości, gdzie pomaga się osobom uzależnionym od alkoholu, narkotyków i hazardu wrócić do życia. Rocznie ze wsparcia fundacji korzysta łącznie nawet kilkaset osób z Polski.
– Są wśród nich dzieci z domów dziecka czy z ośrodków wychowawczych. Zdecydowana większość nigdy nie leciała samolotem, nie widziała morza, nie była nawet w restauracji – tłumaczy. – Bez takich obozów nie miałaby szansy na przeżycie tego wszystkiego – dodaje.
To właśnie na te działania Durakiewicz zbiera środki bijąc bose rekordy. Na koncie ma już dwa: w kategorii „najdłuższa bosa podróż”, gdzie pokonał 3 409,75 km oraz „najszybciej pokonany triathlon boso” (w czasie 2 godzin 57 minut i 40 sekund) na dystansie olimpijskim, było to więc: 1,5 km pływania, 40 km jazdy na rowerze i 10 km biegu. Jak mówi zwłaszcza to pierwsze wyzwanie nie było łatwe.
– Asfalt okazał się tak gorący, że zamiast iść, zacząłem biec – śmieje się. – Brano mnie za bezdomnego, ludzie czasem dawali mi pieniądze, czasem zatrzymywała mnie policja. Ale był to też czas, by wejrzeć wgłąb siebie, trochę poukładać myśli, przeszłość i przyszłość. To był czas bez telefonu i innych rozpraszaczy. Było to naprawdę oczyszczające – dodaje.
Do bicia rekordu w Szwecji, siedlczanin przygotowuje się od kilku miesięcy. – Biegam po asfalcie, stadionie i próbuję przyzwyczaić stopy do niskich temperatur – tłumaczy.
Obecny wynik należy do Josefa Salka z Czech. Aby go pokonać, siedlczanin musi przebiec zamarznięte jezioro poniżej godziny i 50 minut. Trzymamy kciuki, aby nowy rekord miał barwy biało-czerwone i siedleckie.
Niektórzy „średniomądrzy” próbują zimą wejść na jakąś górę. Kończy się interwencją TOPRu.
A ten „kaskader” gdzie chce trafić? I czy się ubezpieczył na okoliczność tego występku, czy na pomoc ma być udzielona na koszt podatnika?
Tak na Twój koszt – królestwo Szwecji ściągnie z Twojego podatku opłatę na okoliczność tego występku. Po co pisać takie komentarze i ośmieszać się nawet pod pseudonimem?
Chylę czoło przed Panem Pawłem !