sobota, 25 stycznia, 2025
Strona głównaSiedlceDzieci w "sieci", czyli co dorośli robią źle. Rozmowa z Aleksandrą Rodzewicz

Dzieci w „sieci”, czyli co dorośli robią źle. Rozmowa z Aleksandrą Rodzewicz

– Wizerunek utrwalony w formie zdjęć czy filmów z udziałem dzieci opublikowany w Internecie zostaje w sieci na zawsze i może być wykorzystany i rozpowszechniany przez innych w różnych celach – mówi w rozmowie ze SPIN Aleksandra Rodzewicz.

W Siedlcach od wielu lat, prowadzona jest kampania społeczna o zagrożeniach czyhających na dzieci i młodzież. To, bez dwóch zdań, piękna i konieczna inicjatywa. To dobrze, że angażuje się w nią wiele szkół. Tylko co jeśli żłobki, przedszkola i szkoły swoim działaniem same narażają dzieci i uczniów na niebezpieczeństwo?

- Reklama -

W SPIN chcemy mieć dla naszych czytelniczek i czytelników rozmowy na tematy, które nie są ściśle związane z naszym miastem, ale są ważne.

Tym razem o wizerunku dzieci w Internecie rozmawiamy z Aleksandrą Rodzewicz.

Aleksandra Rodzewicz – ekspertka Instytutu Badań Edukacyjnych – Państwowego Instytutu Badawczego, wieloletnia dyrektorka poradni psychologiczno-pedagogicznej, logopedka, tyflopedagożka, surdopedagożka, nauczycielka dyplomowana. Ekspertka merytoryczna w projektach podnoszących jakość edukacji włączającej. Twórczyni profilu #Facetka_z_Poradni.

SPIN: Kiedy przeglądam media społecznościowe żłobków, przedszkoli i szkół, cieszę się, że już nie jestem dzieckiem. Ilość zdjęć, jaka jest robiona maluchom i młodym ludziom, jest ogromna. O czym powinny pamiętać osoby prowadzące takie placówki, zamieszczając wizerunek dziecka w Internecie?

Aleksandra Rodzewicz: Po pierwsze, że szkoły/przedszkola powinny zapewniać bezpieczeństwo dzieciom, a zamieszczając ich wizerunek w mediach społecznościowych (nierzadko wraz z imieniem i nazwiskiem np. na dyplomie) narażają dzieci na wiele niebezpieczeństw.
Po drugie udostępniając tak wiele z działań szkoły czy przedszkola wystawiają się cały czas na osąd społeczny, w tym nierzadko niewybredne komentarze od osób, które nie mają do tego kompetencji i nie powinny mieć wglądu w pracę tych placówek. Słyszę to bardzo często. Tak jak to, że promocja działań z użyciem wizerunku dzieci sprawia, że rodzice chętniej zapisują dzieci do szkoły czy przedszkola. Czy tak powinno być?

Chciałam o tym wspomnieć. Mam wrażenie, że dzieci zaczęto traktować jak element dekoracyjno-promocyjny. Albo inaczej – mają być dowodem, że w pracy „nie próżnujemy”.

Właśnie. Czy zadaniem nauczycieli i nauczycielek jest udowadnianie, że nie są leniami? Albo konkurowanie w wyścigu na „lepsza placówkę?” Dzisiaj wiele szkół i przedszkoli zamiast skupić się na pracy dydaktycznej, wychowawczej i opiekuńczej, zajmuje się zbyt mocno promocją działań szkoły w środowisku, poprzez pokazywanie tej pracy w social mediach. Niesie to za sobą szereg zagrożeń, ale dwa uważam za wyjątkowo szkodliwe.

To przejdźmy teraz do tych niebezpieczeństw. Jakie zagrożenia mogą wiązać się z nieprzemyślanym publikowaniem wizerunku dzieci w Internecie?

Wizerunek utrwalony w formie zdjęć czy filmów z udziałem dzieci opublikowany w Internecie zostaje w sieci na zawsze i może być wykorzystany i rozpowszechniany przez innych w różnych celach. Może zostać pobrany i modyfikowany zupełnie poza naszą kontrolą i wpływem – od memów, przez deepfake, po deepnude. Taki wizerunek może narazić dziecko na kpiny, hejt, cyberprzemoc i krzywdzące komentarze – w sieci i w realu. Może je kompromitować, ośmieszać i naruszać podmiotowość i godność dziecka (np. zdjęcia w krępujących sytuacjach).

Może służyć celom przestępczym.

Oczywiście. Wizerunek dziecka może posłużyć wyłudzeniom, organizacji fałszywych zbiórek na „chore” dziecko. Ale może też trafić na fora i portale z treściami pornograficznymi z udziałem dzieci. Może ułatwić osobom o złych zamiarach kontakty z dzieckiem na podstawie informacji dostępnych o nim w sieci. Takie zdjęcie może być wykorzystane w niejawnych celach komercyjnych i zarobkowych innych podmiotów. I na koniec, może odbierać dziecku prawo do opowiedzenia swojej historii tak, jak samo by chciało.

Gdzie leży granica między otwartością, zabawą, budowaniem rodzinnej atmosfery a prawem do prywatności uczniów? Bo przecież nawet przedszkolak takie prawo ma, prawda?

Kiedy otwartość, zabawę czy budowanie rodzinnej atmosfery zamieniliśmy na folwark zdjęć i filmów w mediach społecznościowych? Przecież przeżywanie tych ważnych chwil powinno zostać w naszej pamięci, utrwalone na zdjęciach i filmach dostępnych tylko dla nas. Intymność i prywatność sprzedaliśmy za lajki i komentarze. Komu? Po co?
Zgodnie z prawem, rozpowszechnianie wizerunku wymaga zezwolenia przedstawionej na nim osoby. Rodzice/opiekunowie jako przedstawiciele ustawowi dziecka, udzielają wszelkich zgód na wykorzystanie wizerunku dziecka, do momentu osiągnięcia przez dzieci pełnoletności. Zapisy kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, mówią o tym, że są oni zobowiązani zawsze działać na korzyść dziecka i dla jego dobra. Placówki edukacyjne również.

Idźmy dalej. Na swoich fejsbukowych otwartych profilach szkoły organizują różne konkursy, na przykład na najładniejszy strój, przebranie, na najładniejszą pracę. Dziecko, które zdobędzie najwięcej „lajków”, wygra prezent. Konkurs na „lajki” w żłobku, przedszkolu czy szkole? Czy ja się czepiam?

W 2024 roku organizatorzy wyborów Miss Holandii poinformowali, że rezygnują z konkursu i nie zamierzają go więcej przeprowadzać, ponieważ (jak napisali w oświadczeniu) „świat się zmienia, a my razem z nim”. Zdecydowano, że wybory miss zostaną przekształcone w zupełnie nowe wydarzenie „Niet Meer Van Deze Tijd” (pol. „Nie tym razem”). Ta inicjatywa ma inspirować młodych ludzi, a skupiać się m.in. na zdrowiu psychicznym czy różnorodności. Świat się zmienia i takie konkursy, które wystawiają dzieci w mediach społecznościowych na ocenę ich wyglądu – to już bardzo niewłaściwe. Organizowanie przez placówkę edukacyjną – naganne. Bo gdy zapytam: jaki jest cel tej akcji z puntu widzenia dobra dziecka? To jakie dobro dziecka mi wskażą pomysłodawcy?

Wszystko nam się jakoś zaburzyło?

W mojej ocenie, to placówki edukacyjne powinny kreować trendy w środowisku, a nie im ulegać. Placówki edukacyjne w Polsce nie mają obowiązku promowania swojej działalności, w tym w social mediach. Niestety wiele z nich to robi, nadmiarowo wykorzystując wizerunek dzieci. Przedszkola i szkoły często komunikują na zewnątrz, że brakuje im czasu na realizację zadań statutowych – zalecam więc, by zrezygnować z zajmowania się sprawami, które nie są wpisane w ich zadania. Zyskają w ten sposób sporo czasu.

Jak dużą, z Pani doświadczenia, wiedzę na temat zagrożeń wywołanych rozpowszechnianiem wizerunku dziecka w Internecie ma szkoła, a jaką rodzice?

To zależy (śmiech). Funkcjonujemy dzisiaj w bańkach informacyjnych i w zależności od tego, w której jesteśmy – taki jest nasz stosunek do tego tematu. Są rodzice i placówki bardzo świadome, które zrezygnowały z publikowania wizerunków dzieci w przestrzeni cyfrowej (strona internetowa, social media), ale są i tacy (jest ich niestety wielu), którzy bez żadnych zahamowań udostępniają wizerunek dzieci.

Często podkreśla Pani, że dzieci mają prawo do odpowiedzialnych dorosłych. Jacy dorośli to, według Pani, odpowiedzialni dorośli?

To tacy dorośli, którzy są na tyle dojrzali, by pozwolić dzieciom być dziećmi. Chciałabym też dorosłym przypomnieć, że odpowiedzialność za dzieci, to nie tylko bycie tu i teraz, ale przewidywanie tego co jest dalej, niż za te „dwa kroki” do przodu. Nauczyciel rozpoczynając każdy rok szkolny wie dobrze, dokąd chce doprowadzić uczniów i uczennice w czerwcu następnego roku, nie myśli tylko o jedną lekcję „do przodu”. Odpowiedzialni dorośli korzystając ze swojej wiedzy i doświadczenia powinni rozgraniczyć to, co jest w sferze najbliższego rozwoju dziecka, a co przynależy do świata dorosłych.

Czy to nie hipokryzja ze strony dorosłych, że zanim sami wrzucimy zdjęcia do Internetu, wybieramy najlepsze, ale gdy chodzi o nasze dzieci, nie jesteśmy specjalnie wybredni albo w ogóle nie chcemy kontrolować tego, w jakiej sytuacji ktoś te zdjęcia umieszcza?

Bardzo Pani dziękuję za to pytanie. To nie tylko hipokryzja, ale i po prostu przemoc. Tego bardzo się brzydzę. Tym, że dorośli dzisiaj są tak skoncentrowani na swoim ego przy jednoczesnym ignorowaniu potrzeb dzieci. Podstawową potrzebą dziecka jest bezpieczeństwo. Nonszalanckie podejście do udostępniania wizerunku dziecka w Internecie to narażanie go na ryzyka, które dzisiaj bardzo trudno przewidzieć. To odbieranie im bezpieczeństwa. I nie chodzi o to, czy jutro lub za miesiąc coś się wydarzy. To może wydarzyć się za wiele lat – bo w Internecie nic nie ginie.

Zachęcamy również do odwiedzenia profilu naszej rozmówczyni – #Facetka_z_Poradni

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najnowsze